Od jakiegoś czasu leciałam nad bagnami, pilnie obserwując powierzchnię wody. Burczało mi w brzuchu, miałam ochotę zjeść coś bardziej treściwego niż jeleń, czy sarna, przy okazji dobrze się przy tym bawiąc. Jakie zwierze więc, pasuje lepiej niż krokodyl? W pewnym momencie zauważyłam to, czego tak usilnie szukałam. Mała zatoczka, w której wodzie coś nieustannie ruszało się i bulgotało. Uśmiechnęłam się. Wylądowałam i rozejrzałam się, próbując namierzyć mój przyszły obiad. Kiedy wybrałam już jednego z siedzących w pobliżu, nie zwracających na mnie uwagi gadów, przymierzyłam się do skoku. Poświęciłam jeszcze kilka sekund, aby uważniej mu się przyjrzeć. Był to trzy i pół metrowy samiec, pokryty twardymi jak na swój gatunek tarczkami, które jednak nie będą stanowić problemu dla moich zębów. Nie zastanawiając się dłużej skoczyłam, lądując kajmanowi na grzbiecie. Był silniejszy niż się spodziewałam, ale w końcu będzie musiał ulec ponad dwa razy większemu przeciwnikowi. Przekoziołkowałam do przodu, nadal trzymając moją ofiarę. Wbiłam w niego pazury, wyciągając je jednak natychmiast, gdy spróbował wyrwać się atakując mnie zębami. Z lekkim trudem, bo był dość ciężki, przewróciłam go na grzbiet i wbiłam moje pazury ponownie, tym razem w miękkie podbrzusze. Ruszyłam przednią łapą połączoną ze skrzydłem, rozrywając go na pół i jednocześnie wbijając w niego zęby. Jeszcze raz zaatakowała pazurami, drugiej łapy, tak dla pewności. Patrząc na rozerwaną na strzępy ofiarę, triumfalnie ryknęłam, płosząc ptaki i pozostałe gady, które mogły czyhać na moją zdobycz. Nie zadając sobie trudu, aby upiec mięso, zajęłam się jedzeniem. Gdy byłam pełna, po zjedzeniu mniej więcej trzech czwartych zwierzęcia, wrzuciłam resztki do wody, zabarwiając ją na czerwono. Niech jedzą, może urosną większe. Westchnęłam, zmywając krew ze szponów i pyska. Oderwałam się od ziemi i odleciałam w swoim kierunku. Być może, gdzie indziej będzie ciekawiej, niż tutaj. Już wkrótce, zostawiłam zatoczkę daleko za sobą.
[z/t]