Leciała, bawiąc się z wiatrem. Łapała wiatr pomiędzy skrzydła, wznosząc się na prądach powietrznych stworzonych przez gorącą, suchą ziemię, a raczej piasek. Co i rusz opadała, aby zobaczyć, czy nie ma nikogo w pobliżu. Chciała rozkoszować się samotną chwilą, sekundą wytchnienia, i od partnera, i od dzieci. Przecież każdy od czasu do czasu potrzebuje być sam, prawda?
Czuła, jak coraz bardziej burczy jej w brzuchu. Nie polowała już naprawdę od dawna, a nie miała ochoty zabijać. No cóż, jak to ktoś powiedział, jak mus, to mus... Zionęła swoim potężnym ogniem w piasek, tworząc rodzaj zasadzki. Piach topił się pod wpływem magicznego gorącą, w efekcie Vavoice wytworzyła dół głębokości około sześciu metrów, o stromych, szklanych ścianach. Akurat po pustynię biegł dorodny (jak na te warunki) onyx. Jego długie proste rogi lśniły w słońcu, kiedy Vavoice zionęła w jego kierunku ogniem, nie chcąc go jednak zabić. Samiec, nie widząc pułapki, wskoczył do środka, tyż przed śmiercią teatralne brykając. Umarł z przetrącenia kręgosłupa. Smoczyca zjadła jeszcze ciepłe, ale już nie ruszając się ciało, zostawiając tylko rogi i czaszkę. Odleciała.
z/t